Rewolucja w uczeniu

Bezkrwawa rewolucja w nauce: skąd się wzięła i co ze sobą niesie?

Wiedza - wbrew pozorom - od zawsze stanowiła jeden z tych zasobów, którego ludzie pożądali i za który gotowi byli zapłacić pewną cenę. Podskórna wręcz potrzeba szukania prawdy - mimo, że zniekształcona przez złudzenia poznawcze, będące niezmiennym składnikiem ludzkiego umysłu - od tysiącleci królowała wśród innych pobudek naszego gatunku. 

Nawet, jeśli ludzie i całe społeczeństwa (a możemy tu sięgnąć nawet do czasów plemion) czciły rozmaitych bożków i wierzyły w mnóstwo zabobonów, jak np. taniec deszczu (my z kolei wierzymy sondażom)... nadal była to przecież manifestacja głodu poznania Prawdy. Ludzkość od zarania dziejów pragnęła po prostu WIEDZIEĆ, jak działa świat wokół nich. Jakimi prawami się rządzi.

Gdyby porównać okres istnienia Homo Sapiens Sapiens z wycinkiem czasu, w którym mamy do czynienia z wysoce zaawansowaną technologią (można stwierdzić, że początek tego drugiego przypada na wiek XX), ten czas olbrzymiego rozwoju ma się do całości tak, jak... to nie żart... grubość dachówki jednopiętrowca do wysokości całego tego budynku! Zdążyliśmy więc - jako cywilizacja - wypracować uniwersalne i ponadczasowe metody poznawania nowych faktów. Mowa jest tutaj o nauce empirycznej, której efektem jest również nowoczesna technologia, towarzysząca nam na co dzień. W domu, w pracy, w przestrzeni publicznej. 

O ile jednak (proporcjonalnie) garstka osób skutecznie odkrywa i poszerza zasoby wiedzy, o tyle wiedza ta - po ogólnym udostępnieniu - nie znajduje tak masowego zainteresowania, jakiego moglibyśmy się spodziewać. Mając oczywiście na uwadze wyżej wspomniany pęd do prawdy. 

Tendencja ta jest zdumiewająca, ale po przyjrzeniu się jej bliżej, przestaje dziwić aż tak bardzo! Po pierwsze, popularyzowanie nauki, pokazywanie jej jako ciekawej - nie przybiera na ogół aż tak atrakcyjnej formy, by mogło to zachęcić wiele osób do jej zgłębiania. Po drugie, ludzie (niezależnie od epoki) mają skłonność do złudzenia, że panujące w danym czasie porządki oferują im wszystko, co potrzebne. Inaczej mówiąc, nie widzą potencjału korzyści, jakie mogliby czerpać z poznawania faktów innych niż te z najbliższego otoczenia lub z życia gwiazd - choć jak zapewne się domyślasz, drogi czytelniku, nie chodzi tu o zamiłowanie do astronomii. 

Po trzecie wreszcie, całe mózgowe "software", niepoddane należytej stymulacji w dzieciństwie, skłania ludzi często do zadowalania się pozorami prawdy lub też strzępkami informacji. Trudno zaś o zapychanie luk i usuwanie sprzeczności w wiedzy i poglądach, gdy te luki i sprzeczności nie powodują dotkliwego bólu (zwanego w psychologii dysonansem poznawczym).

Wielki paradoks naszych czasów polega więc na tym, że ten "Święty Graal" ludzkości, ten "kamień filozoficzny", zamiennie nazywany wiedzą bądź prawdą, okazuje się bogatym złożem faktów, które stale zwiększają swoją ilość i co najważniejsze - są na wyciągnięcie ręki lub kliknięcie myszki... a mimo to, większość z nas niespecjalnie tę rękę wyciąga. Nie jest to jednak wina społeczeństwa, o czym za chwilkę.

Z drugiej strony, w konkretnych kręgach, widoczny jest wyraźnie trend zwany pieszczotliwie "wyścigiem szczurów", który wykazuje się (co do objawów) postawą skrajnie przeciwną! Wyścig ten wymusza pochłanianie nowych danych z szybkością superkomputera, w wyniku czego ludzie biorący w nim udział przypominają hybrydy maszyn i wspomnianych zwierzątek. Wszystko to ostatecznie może wywołać napędzane adrenaliną, obsesyjne zabieganie o pieniądze dla pieniędzy, do którego środkiem staje się przetwarzanie sterty... no, cóż - niekoniecznie wartościowych informacji.

Tej postawie również nie są winne same osoby, które ją wykazują.

Te dwa skrajnie różne trendy są zjawiskiem, którego źródła można byłoby dociekać w solidnym opracowaniu lub księdze. Całkiem możliwe jednak, że zasadnicza przyczyna jest dość prosta: jest nią edukacja, która nie aktualizując się na bieżąco w miarę postępu techniki i wzrostu wiedzy o człowieku, nie stymuluje u ludzi należycie tych cech, jakie już w dzieciństwie pobudzać jednak warto, a nawet trzeba. 

To cechy takie, jak empatia, logika. Indukcja, dedukcja. Analiza, holizm (spojrzenie całościowe). Myślenie dywergencyjne (wielotorowe) i linearne (proste, liniowe). Lewa i prawa półkula. Wprost przeciwnie - przestarzały model edukacji cechuje się wybitną jednostronnością, w związku z czym wpaja nam nieaktualne wzorce, które służą za - tu znów porównanie informatyczne - "sterowniki umysłowe". 

Model ten nie przygotowuje do pełnego życia we współczesnym świecie, ale przygotowuje ludziom spaczoną namiastkę tego możliwego życia! Krótko mówiąc: nie wydobywa z ludzi całego ich potencjału, choć jest on ogromny. 

Mało tego - stary model edukacji nie tylko nie nadąża za wzrostem wiedzy o ludzkim mózgu i w jakich warunkach ten pracuje najefektywniej (a dzieje się tak, gdy pobudzona zostaje ludzka ciekawość) - nie tylko nie nadąża za rozwojem wiedzy ze wszystkich dziedzin (ponieważ, choć dziś licealiści uczą się na biologii zasad, które jeszcze nie tak dawno poznawali studenci, to i tak nie odzwierciedla to tempa przyrostu wiedzy)... a i tak, to jeszcze nie wszystko! 

Rozwój nauki napędza przecież postęp techniczny, a ten z kolei sprawia, że mnóstwo miejsc pracy ulega znacznej automatyzacji, eliminując z rynku całą masę zawodów. Stary model edukacji... jakby nie dostrzegał tego procesu, ucząc ludzi z grubsza tak, jak przed wiekiem czy dwustoma laty. Tak, aby przyczyniać się - świadomie lub nie - do rozwarstwienia społecznego. Obserwujemy je już dzisiaj, a każda rzecz, która go nie zwalcza, nieuchronnie sprzyja jego rozszerzaniu się. 

Dlatego też, dopóki edukacja - pierwszy "podsystem" naszego systemu, do którego wchodzą ludzie - nie pędzi do przodu wraz ze wszystkimi innymi sferami życia, dopóty pozostałe sfery będą zaniedbane mimo pozorów postępu. Być może jest to stwierdzenie nieco na wyrost, jednakże autentyczny progres ma miejsce wtedy, gdy charakteryzuje się równowagą. Trudno zaś o balans, kiedy jesteśmy wyposażeni w technologię zdolną przynieść nam masę materialnych i niematerialnych zysków, a zarazem myślimy w sposób hierarchiczny (coś lub ktoś stale musi dominować, zamiast po partnersku uzupełniać się) i instynkty plemienne mamy nadal nadaktywne (zamiast cenić ludzi w całej ich różnorodności, wyróżniamy tych zgodnych z jakimś sztywnym wzorcem danej grupy, zaprzepaszczając w ten sposób rozwój zgodny z naturalnymi talentami, które się różnią). 

Przestarzała edukacja to również dalszy wzrost bezrobocia, nikłych perspektyw młodych ludzi, zagubienia ludzi starszych, nędzy i wszystkich patologii społecznych. Do nich przyczynia się właśnie archaiczny system. Zmienia się powoli wszystko - oprócz edukacji - dlatego jeśli i ona nie ulegnie zmianom, znacznie więcej niż 50% społeczeństwa może zostać "na lodzie".

W średniowieczu dla przykładu, o statusie społecznym wiele mówiła umiejętność czytania i pisania, liczenia. Dzisiaj, w zachodniej cywilizacji, choć umiejętności te należą do standardu, nadal jakby nie odkryliśmy pewnej ważnej rzeczy. Otóż, zasobem równie cennym, co wiedza i jej dostępność... jest między innymi odpowiedni sposób podchodzenia do niej i przyswajania informacji! Selektywność - ale w tym pozytywnym sensie. 

Szybkie, aczkolwiek efektywne uczenie się! Łatwość zapamiętywania, ale też budowania skojarzeń; wykorzystywania faktów w roli budulca kreatywności, by nie stać się... chodzącą encyklopedią. Klucz tkwi w tym, aby poza systemem szkolnictwa, znaleźć sposób na uzupełnienie wszystkich jego słabości; przynajmniej dopóki szkolnictwo owo nie będzie nadążać za zmianami. Niekoniecznie za "duchem czasu", gdyż jak widzimy, duch ten jest bardzo rozchwiany; ze skrajności w skrajność. 

Zapewniam Cię, drogi czytelniku, że te przytyki w kierunku edukacji nie są bezpodstawne. Wyniki badań nad dziećmi i wpływem nauczania początkowego na ich zdolności... to rzecz zatrważająca. Wykazano, że ok. 97% dzieci dysponuje geniuszem w tzw. myśleniu dywergencyjnym, które stanowi swoiste źródło powszechnie cenionej kreatywności. Tymczasem, wraz z kolejnymi latami "nauczania", gdy badania powtarzano, okazało się, iż... zdolność ta systematycznie i radykalnie się obniża. W obliczu tego faktu, logiczne jest to, ile wiedzy wynieśli z całego procesu edukacji (bądź samej szkoły średniej) świeżo upieczeni maturzyści. 

Popularny program internetowy "MaturaToBzdura" udowadnia, że znakomita większość takich młodych ludzi ma problemy z wiedzą (dosłownie) podstawową. A przecież udowodniono, że ok. 50% zdolności rozwija się najintensywniej podczas pierwszych 4 lat życia dziecka... nie ulega też wątpliwości, że najlepsza nauka nie wynika z przełamywania niechęci, ale... wykrycia chęci! Gdy stworzy się dzieciom odpowiednie środowisko do nauki i wzbudzi zainteresowanie - bazując zarówno na ich szczególnych talentach, jak i na wspólnych im zdolnościach - będą uczyć się chętniej, a przez to właśnie skuteczniej i szybciej. 

Ba! Pierwsza włoska lekarka, Maria Montessori, udowodniła już ok. sto lat temu (sic!), że dzięki takim zabiegom nawet "opóźnione w rozwoju" dzieci są w stanie entuzjastycznie czytać, pisać i liczyć... w wieku trzech, czterech lat! Systemowo nie wyciągnięto wniosków do dzisiaj, ponieważ takich rezultatów nie zdobywa się nawet w przypadku dzieci całkowicie zdrowych. 

Mówiliśmy już o kluczu, jakim jest kształcenie pozasystemowe. Czy jest to klucz wyimaginowany? Skądże! Cała nadzieja w tym, że ludzka kreatywność nie zna granic: mimo krępujących przejściowo przeszkód, realizuje się eksterytorialnie oraz w sposób zupełnie apolityczny. W końcu nauka, technika, sztuka i filozofia poczyniły postępy nie dlatego, że władze państwowe im na to łaskawie zezwoliły czy też, że ułatwiły im to. 

Przeciwnie: to państwowe systemy musiały choćby nieznacznie dostosować się do postępu, który szybciej czy wolniej, ale rozrasta się, niczym roślina przebijająca się przez szczeliny między chodnikowymi płytami. Zabrzmiało patetycznie, ale to taka codzienna i ludzka rzecz, że na patos zasługuje. 

Rewolucja w uczeniu się, zachodzi zatem na naszych oczach. Zachodzi dzięki osobom "odpornym" na niedoskonałości standardowej edukacji i chcącym udzielić pomocy całej reszcie. Szkoła nie jest co prawda jakimś demonem, którym chcielibyśmy straszyć. To po prostu szalenie nieaktualna metoda, jeśli by wziąć pod uwagę cel, jaki z założenia jej przyświeca. Wiele zjawisk utrzymuje się przecież nie dlatego, że są optymalne. Że są najlepsze z możliwych. 

Ba - sporo zwyczajów w historii ludzkości zachowało się na długo w jej repertuarze właściwie tylko z tego powodu, że nie przyczyniały się one do natychmiastowego unicestwienia całych społeczności, które te zwyczaje kultywowały. Podobnie jest z systemem szkolnictwa.

Musimy to zrozumieć i nie nienawidzić państwowej edukacji - mimo jej potężnych wad. Być może sama, wskutek prywatnych (choć doniosłych i popularnych) inicjatyw edukacyjnych, zacznie adaptować się do zmian. Jest to konieczne, choć na ogół dobre zmiany wchodzą w życie oddolnie; nie odgórnie. 

Słowo "adaptować" nie padło bez powodu. Człowiek, jako gatunek, nie tylko przetrwał, ale wręcz zdominował planetę nie wyłącznie dlatego, że wielki mózg pozwolił mu po prostu przystosować się. Ta akurat "adaptacja" to adaptacja w wersji 2.0. Poznajemy właściwości przyrody, wychwytujemy z niej te korzystne dla nas i chronimy się przed równie naturalnymi zagrożeniami. Zarówno przystosowujemy się do świata, jak i przystosowujemy świat do siebie. Czynimy sobie ziemię poddaną, ale do tego stopnia, w jakim wiemy, że eksploatując ją, zarazem służymy sobie nawzajem. Tak przynajmniej być powinno. 

Na tym też m.in. polega współczesny wyznacznik statusu społecznego: zdolność do szybkiej, choć obustronnej adaptacji. Wykorzystywania swoich predyspozycji w sposób optymalny dla zapotrzebowania innych! Jest to jeden ze skutków uczenia się w sposób nowoczesny, ponieważ generalnie wywołuje on większą równowagę w procesach myślowych. Nie ma możliwości, by nie znalazło to ujścia także w postępowaniu i strategiach człowieka. Także w tym, by każdy człowiek wyedukowany nowocześnie, stał się równie ważnym podmiotem. Nie kolejnym kandydatem do monotonnej, marnującej go pracy, która zresztą, jak nadmieniliśmy, niebawem zniknie z rynku. 

Dziś więc, kiedy mamy do czynienia z wiedzą dostępną na zawołanie - wystarczy tu i ówdzie poklikać; poza tym, ludzka komunikacja odbywa się dzisiaj natychmiastowo, co stanowi kamień milowy, z którego nie zdajemy sobie sprawy, tak do niego przywykliśmy - należy postawić na edukację nowoczesną, która nauczy... uczenia się. 

Nauczy chętnie sięgać po wiedzę. Nauczy odsiewać wiadomości sprawdzone od mitów i półprawd; wykorzystywać nowo zdobyte dane w najbardziej odpowiednich do tego sytuacjach. Poza tym, młodym i nie tylko młodym ludziom, potrzebna jest właśnie zdolność do szybkiej adaptacji, a dzieje się tak w związku z dynamizmem sytuacji rynkowej. Często przecież słyszy się o konieczności dokształcania się i przebywania coraz to nowych kursów. Świat zamienia się w potężną giełdę informacyjną. 

Jeszcze w roku 1988 jeden światłowód był w stanie transportować za jednym zamachem 3.000 komunikatów elektronicznych. Wydawało się to sporo, ale już w 1996 r. ten pułap wzrósł do półtora miliona. Dziś jesteśmy już na pułapie... grubo ponad dziesięciu milionów! Pewien filozof stwierdził kiedyś, że wszystko płynie. Dzisiaj powiedziałby, że wszystko... zachowajmy powagę - że wszystko pędzi.

Nowoczesna nauka sprawia jednak, że patrzymy na ten dynamizm (zarówno rynkowy, jak i informacyjny, choć są ze sobą ściśle powiązane) jak na fascynujące wyzwanie, nie zaś jak na problem. Sednem rewolucji w nauczaniu są bowiem techniki, które powodują, iż przyswajanie wiedzy i szukanie nowych rozwiązań jest dla mózgu równie naturalne i przyjemne, jak jedzenie. 

Mnemotechniki, treningi szybkiego czytania, sieci asocjacyjne... istnieje cała masa uzupełniających się wzajemnie alternatywnych metod, które eliminują "wkuwanie" jako relikt zamierzchłej przeszłości. Skoro wszystko się zmienia, zmieńmy też sposób uczenia się, by skorzystać z tych zmian. Wykorzystajmy cały potencjał, który drzemie w naszych neuronach. Zachęćmy pośrednio szkolnictwo państwowe - poprzez dawanie wzorowego przykładu. 

Parafrazując pewnego znanego myśliciela: "Bądźmy rewolucją, którą chcemy ujrzeć w świecie".


SMART UP Akademia Rozwoju
ul. Turkowskiego 11 lok. 5
10-691 Olsztyn
NIP 739-123-10-60
REGON 510 133 077
Santander Bank Polska SA. :
60 1910 1048 2120 0006 3724 0001
tel. 511 026 062
biuro@smart-up.pl

Skontaktuj się z nami

Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ